Nadszedł czas na kolejną historię o slow life.
Fantastyczne kobiety, które do niego zaprosiłam opowiadają, jak w różnych zakamarkach świata udaje im się wprowadzać slow life do codzienności.
Sama jestem niezwykle ciekawa ich opowieści.
Tym razem o swoim slow życiu opowie nam Agata.
Zapraszam cię na jej Instagram
Czym jest dla mnie slow life?

Czy naprawdę jestem SLOW?
Staram się nie wykonywać gwałtownych ruchów, nie lubię się spieszyć. Taki mam charakter, każda rzecz pięć tysięcy razy przemyślana, z zewnątrz anielski spokój, ale wewnątrz gonitwa myśli i rozedrganie. Potrzebuję ugładzić sobie rzeczywistość i najbardziej lubię ją sobie ZROBIĆ własnymi rękami.
Początki
Zaczęło się od dzieci – sweterki, szyte ubranka, robione ręcznie zabawki. Robienie na drutach to mój prozac! Za każdym razem, kiedy zjadają mnie nerwy z jakiegokolwiek powodu, narzucam oczka i dziergam skarpetki, czapki, szaliki. Od razu czuję się lepiej. Dla mnie to jest medytacja doskonała.
Po drugie szycie – naprawiam wszystko, co jest do uratowania. Przedmioty, które mnie otaczają zwykle wybieram z namysłem, przywiązuję się do nich, więc nie lubię niczego wyrzucać – ceruję skarpetki, przyszywam łaty, odnoszę doskonale wypastowane buty do szewca. Odkryłam, że dla niektórych jest to filozofia całkiem nowa, a ja doskonale się w to wpisuję od dzieciństwa. Zamiast ciągłego kupowania miliona przedmiotów, nasze rodzinne dyżurne hasło brzmiało od zawsze „zrób sobie”.
W kuchni bez przerwy małe rączki produkowały wersje drogich i plastikowych zabawek praktycznie z niczego. Tata i dziadek mięli ręce pełne roboty przy stolarce – teatrzyk, stelaż na płócienny domek do zabawy czy domek dla lalek.



Kosmetyki, mydła i pranie
Nawet nie wiem kiedy, zaczęłam czytać opisy na buteleczkach kosmetyków i stwierdziłam, że nic z tego nie rozumiem… Gorzej, że niektórzy mali członkowie rodziny zaczęli miewać wysypki. Zaczęłam od mydła do prania dla moich alergików. Nie wiem, czy to jest rzeczywiście tańszy sposób na produkcję środków czystości, ale umiem wykorzystać do tego zużyty olej. Dwa razy do roku nastawiam wielki gar i przez dwa dni produkuję do 5 litrów pasty mydlanej, w której pierzemy wszystkie nasze ubrania.
Najbardziej jednak lubię robić mydła do higieny osobistej. Poświęciłam sporo czasu, by nauczyć się formułowania receptur, odkrywać właściwości olejów i przy okazji również roślin.






Rośliny!
Niesamowite bogactwo! Nie trzeba iść do sklepu, żeby zdobyć wartościowe składniki na domowy obiad. Pomimo tego, że jestem stuprocentowym mieszczuchem wychowanym w betonowej dżungli i nie mam żadnych ambicji rolniczych, to raz w tygodniu jesteśmy całą rodziną w lesie lub na polu. Każdemu w rodzinie kupiłam nóż i wraz z teściami zbieramy chwasty, kwiaty i dzikie owoce, bo okolica obfituje w pozostawione samym sobie sady i leszczynowe zarośla. Tym sposobem dziś na kolację zjemy omlet z pokrzyw i duszony mniszek lekarski (najlepsze są pączki).
Posiadanie teściów rolników również zobowiązuje. Jeśli idę zbierać warzywa na pole to oczywiste, że przy okazji coś trzeba podlać, wyrwać chwasty (które potem zjadamy prawie na równi z uprawianymi roślinami), a czasem coś posadzić. Jako „Polka na Obczyźnie” bardzo tęskniłam za burakami, rabarbarem czy porzeczkami, których nie było na włoskiej ziemi, ale teraz nawet tego nam nie brakuje. Myślę, że gdyby nie fakt, że uwielbiam życie w mieście to dążyłabym do rodzaju żywnościowej samowystarczalności, ale po prostu dobrze się czuję wśród ludzi i wiem, że na wsi doskwierałaby mi samotność.
Praca zawodowa w rytmie slow
Pracę zawodową też mam taką, która wymaga ode mnie zatrzymania się – projektuję książki, a tam ważny jest każdy najdrobniejszy detal. Czasem spędzam długie godziny wpatrując się w tekst, wyłapując typograficzne błędy w druku, rozplanowując układ książki. Lubię to co robię, zanurzam się w tym świecie drobiazgów, moja głowa odpoczywa. Lubię też stan bycia, skupienia, trwania w rodzaju „niebytu” podczas kiedy maluję, bo to drugie moje zajęcie – obrazy.
Jeśli to jest rodzaj slow life to rzeczywiście, podpisuję się obiema rękami – tak jestem slow, oczywiście. Po prostu do tej pory o tym nie wiedziałam!
za zdjęcia dziękuję autorce tekstu
Przeczytaj także tekst: slow life według Oli.