5 tygodni naszego pobytu w Polsce, spędziliśmy na polskim blokowisku. Nie na takim zamkniętym, nowoczesnym, nie na blokowisku pełnym wieżowców, ale na starym osiedlu w moim rodzinnym mieście. W domu rodzinnym mojego taty. Na osiedlu tym mieszkają emeryci, którzy powoli ustępują miejsca młodym. Bloki nie są nowe, chodniki też nie do końca. Ale chodziłam na poranne spacery z uśmiechem na twarzy. Pięknie przebijające się pośród starych drzew promienie słońca, od samego rana pełen ruch. Już przed 8:00 wszystkie panie były w drodze do sklepu, spotykając koleżanki, zamieniając z każdą z nich parę zdań. W domu prawdopodobnie zabierały się za gotowanie obiadu…

 slow life na blokowisku

Slow life na blokowisku

Na portalu styl.pl znalazłam artykuł pod tytułem: 5 przykazań slow life. No i ci właśnie mieszkańcy osiedla w moim mniemaniu taki slow life sobie prowadzą.

Pierwszym przykazaniem, według tego portalu jest – zwolnij.

Ci państwo mają zecydowanie slow życie. Skończyli już pracę, są na emeryturze, nie muszą wychodzić do biura. Mogą sobie posiedzieć na ławce pod klatką, poobserwować świat, ugotować obiad, upiec ciasto, zaprosić do domu wnuki.

Przykazanie drugie – dbanie o jakość relacji z innymi.

Muszę przyznać, że ci ludzie ewidentnie podtrzymują relacje z innymi i to najlepiej, jak to możliwe… Sąsiedzi rozmawiając ze sobą, wiedzą przecież zawsze co u kogo się dzieje; pytają się kto przyjechał, kto chory, kto zdrowy. Panowie tu, panie tam, rozmawiają, patrzą kto przyszedł, kto wyszedł, kto do fryzjera, a kto musi do doktora. To się dopiero nazywa budowanie wartościowych relacji. Znają się tam wszyscy sąsiedzi od podszewki, przeżyli bowiem razem 40 – 50 lat. Wiedzą o dorastających dzieciach, małżeństwach, pogrzebach, rozwodach, wnukach i prawnukach. Co dzień pytają co słychać, jak mija przedpołudnie, interesują się wzajemnie swoimi troskami.

 slow life na blokowisku

Punkt trzeci – poświęcenie uwagi swojej duchowości.

Tutaj akurat nie muszę się chyba rozpisywać. Większość z tych państwa bowiem jest bardzo religijna, o duchowość dba więc jak najbardziej. Chodzą do kościoła, wyciszają się, odpoczywają, napełniają się dobrą energią i wracają na swoją ławeczkę.

Przykazanie czwarte – żyj świadomie.

Jak można twierdzić, że nie żyje się świadomie, kiedy opowiada się o swoich radościach i smutkach podczas spotkań z koleżanką? Wspomina, co dobrego się wydarzyło w ostatni weekend, czym się martwiliśmy. Nie trzeba wpisywać tego do pamiętniczka – wystarczy, podzielić się tym z sąsiadami i dzięki temu, w pamięci zachowają się te najmilsze chwile.

Punkt piąty – określenie priorytetów.

Wiadomo, na tym etapie życia, już raczej każdy wie, czego chce. Ludzie z blokowiska są już po podjęciu swoich największych decyzji życiowych. Dla większości z nich, najważniejsza jest zapewne rodzina. To jest ich pasja; spędzanie czasu z najbliższymi i przygotowywanie im posiłku. Ludzie na blokowisku robią to, co kochają, robią rzeczy, które sprawiają przyjemność, takie jak na przykład siedzenie na ławce…

Ławeczkowy slow life na blokowisku

Ja się może tych ławek jakoś tak przyczepiłam… ale przyznam szczerze – drażni mnie bardzo, kiedy za każdym razem wchodzę do klatki i mam publiczność, która wie kiedy wyszłam, kiedy wróciłam, czy wyszłam sama, czy z mężem, czy z psem, kotem, a może z chomikiem. Zawsze chcąc być miłym, musisz się wyspowiadać. Odzwyczaiłam się od tego i zawsze ciężko jest mi do tego przywyknąć. Ale dla tych ludzi to jest cała ich frajda – popatrzeć co tam u sąsiada, zapytać co u zięcia i tak dalej.

Kiedy wychodziłam rano na spacer osiedle budziło się do życia. Część ludzi wyprowadzała psy, dwóch panów, zawsze na tej samej ławce, zabijało klina klinem (w bardzo spokojny i kulturalny sposób), z okna machała sąsiadka, pytając się drugiej, co warto dzisiaj kupić na targu. Na trzepaku wysiał dywan… a najbardziej, naprawdę, najbardziej z tego wszystkiego urzekła mnie pani, która z rana, wśród tych bloków, na wspólnej przestrzeni setek osób, wieszała pranie na sznurku pomiędzy dwoma drzewami.

slow life na blokowisku

I tak sobie wtedy pomyślałam, że dla tych mieszkańców to jest ich świat, ich podwórko i ich przyjaciele z czasów młodości, z którymi dorastali, dojrzewali, a teraz starzeją się. Ci ludzie wiedzą, jak prowadzić slow life na blokowisku, bo prowadzą takie od bardzo bardzo wielu lat.

Sama nie jestem do tego stworzona, do życia w mieście, przy głównej ulicy, wśród tak dużej liczby mieszkańców. Ale po tych pięciu tygodniach na miejscu, trochę inaczej patrzę już na tę moją sąsiadkę siedzącą pod klatką i pytającą się mnie, gdzie ja znowu lecę.

Dzisiejsze, nowowybudowane blokowiska nie mają już tego klimatu. Dzieci nie bawią się już wszystkie razem, później rozjeżdżają się każde w swoją stronę, nie dojrzewają ze sobą. Wszystko się pozmieniało i te osiedla też się zmienią, niestety już w całkiem niedługim czasie.