Dziś kolejny post gościnny o życiu w rytmie slow.
W tym cyklu pytam fantastyczne kobiety, czym jest dla nich slow life.

Tym razem zapraszam na opowieść Nicole z bloga Samorozwijalnia, 
który możesz znaleźć TUTAJ.
Nicole znajdziesz także na Facebooku oraz na Instagramie.

Moje życie w rytmie slow

Gdy wracam myślami do kilku lat wstecz, nie mogę się nadziwić, że tak wyglądało moje życie. Byłam trochę jak chomik w kołowrotku – gdy raz na niego weszłam, nie potrafiłam go zatrzymać. Moi wierni “przyjaciele” – nadmierny perfekcjonizm i FOMO lojalnie towarzyszyli mi u mojego boku. Moje dni wypełnione były pracą ponad siły, wyjazdami służbowymi, stosami list “to do” i nieprzeczytanych książek. Czułam się cholernie nieszczęśliwa, ale… nie wiedziałam jak wyjść z tego zaklętego kręgu. Tym bardziej, że trzymał mnie w nim strach przed nieznanym.

I przyszedł moment kryzysu

W końcu doszłam do ściany. Będąc ciągle w biegu nie miałam czasu na dbanie o odpoczynek, a co dopiero o to, czym karmię swoje ciało i umysł. Na efekty nie trzeba było długo czekać – regularnie lądowałam chora w łóżku, czułam się osłabiona, zmęczona i… wypalona. Teraz widzę, że moje ciało dawało mi znak: Hej, zwolnij! Już nie daję rady! Wtedy faszerowałam je hektolitrami Gripexu i na drugi dzień znów szłam do pracy. 

Aż przyszedł taki moment, że to wszystko mnie przerosło. Nie wiedziałam, co dalej i nie miałam żadnego planu. Jedyne, co wiedziałam to to, że nie chcę i nie mogę już tak dłużej. Zrezygnowałam z pracy i… zafundowałam sobie bezrobotne wakacje. 

To był mój pierwszy moment, w którym przypomniałam sobie, że życie nie polega tylko na odhaczaniu kolejnych obowiązków. Spałam tyle, ile potrzebowałam, gotowałam świeże posiłki, zabierałam siebie na spacer do pobliskiego parku, czytałam książki, słuchałam muzyki. To było moje pierwsze slow w moim fast życiu. 

samorozwijalnia

Z zewnątrz do wewnątrz

Zamiast szukać ciągłych szczytów do zdobycia na zewnątrz, zajrzałam do środka. Włączyłam do mojej codzienności medytację i uważność. Przeorganizowałam priorytety. 

Zakochałam się w jodze. A chwilę potem w Ajurwedzie. Dzisiaj to moje drogowskazy na drodze do świadomego i wartościowego życia. Dzięki nim nauczyłam się słuchać własnych potrzeb i rozumieć je. Teraz już wiem, że umieszczanie ich na pierwszym miejscu to nie egoizm – to dbanie o to, co mamy najcenniejsze. Bez tego nie jesteśmy w stanie dawać z siebie innym tego, co w nas najlepsze. 

Czym jest dla mnie slow life? Życie w rytmie slow to pozwolenie sobie na bycie. Doświadczanie życia i cieszenie się nim. Na życie w zgodzie ze sobą i otaczającą nas naturą, której jesteśmy nierozerwalną częścią.  

samorozwijalnia

A gdy życie przyspiesza…

Oczywiście, zdarzają się sytuacje, w których moje życie nabiera tempa większego, niż zazwyczaj. To coś, co często pozostaje poza moją kontrolą. Jednak na ten moment priorytetowe jest dla mnie to, żeby mimo wszystko pamiętać w tym o sobie. W drobnych gestach, takich jak zadbanie o zjedzenie bez pośpiechu ciepłej zupy po całym dniu biegania po mieście czy krótki automasaż przed pójściem spać, żeby sen przyniósł jeszcze większą regenerację. 

Myślę, że to, co bardzo pomaga zwolnić to odpuszczanie. Skupienie się na rzeczach najważniejszych i machnięcie ręką na resztę, nawet jeśli cały świat robi inaczej. To coś, co łączy dla mnie jednocześnie mądrość i pokorę przed tym, aby przyznać, że nie jesteśmy wszechmocni. I że to w porządku, gdy czasem jest nam tego świata za dużo…


Przeczytaj także tekst Moniki.