Zapraszam cię na kolejny post gościnny o slow life.
OSTATNI.
W moim cyklu przez 2 lata pytałam fantastyczne kobiety, czym jest dla nich życie w rytmie slow. Jak w różnych zakamarkach świata udaje im się wprowadzać slow life do codzienności.
Zawsze z niecierpliwością czekałam na ich historie, ale myślę,
że pora na coś nowego.
Zapraszam na wyjątkowy, ostatni tekst z cyklu.
Zaprosiłam do niego Kasię, z bloga Less Than Perfect.
Kasię znajdziesz też na Facebooku i Instagramie.

Slow. Powoli. Jeszcze wolniej.

I można by odnieść wrażenie, że ten modny ostatnio slow life – to taki flegmatyczny przepis na życie. Że to termin, który niesie w zanadrzu dla nas określenie prędkości. Ale przecież można snuć się po kątach, obijać o nie w zwolnionym tempie i nie zaznać tego co każdy miłośnik slow life sobie ceni. Bo czy w intensywności życia można być slow? Można?

Osobiście nie znoszę dłużyzn. Ciągnące się flaki czy to z olejem czy bez – nie są dla mnie. Krok towarzyszy mi raczej zawsze siarczysty, a sporą listę codziennych spraw załatwiam biegiem. Projekty uwielbiam, jak trwają najkrócej jak mogą. W żołnierskich słowach potrafię się skomunikować. Na optymalizację czasu stawiam i jak można coś usprawnić a dzięki temu przyśpieszyć to zawsze jestem na to zdecydowana. To czy wobec tego mogę coś powiedzieć na temat SLOW Life?

less than perfect

Czym jest dla mnie slow life?

Myślę, że mogę. Bo Praktykuję. I mimo, że nie ścigam się z czasem to nie w tym wymiarze to życie pojmuję. Życie slow to dla mnie życie uważne. Takie, które daje się doświadczyć. I kryterium jednostki czasu dla jakości życia mi go nie wyznacza. To nie na pomiar długości czasu mam ustawiony kompas. Uwielbiam doświadczać. Bo się tego nauczyłam. W dorosłym życiu. Nie było łatwo. Zaczynałam od przypominania sobie jakie mam zmysły i których to za często nie używałam. Albo inaczej. Które zaniedbywałam.  Bo mój autopilot miał zazwyczaj defaultowo miejsce na wrażenie płynące tylko z jednego zmysłu. Jaka strata. Jakie marnotrawstwo życia. To można przyrównać do spożywania lodów. Można lizać szybko, można lizać wolno. Ale czujecie, że to nie o to chodzi?? Niejedynie o to? A często można tak być odciętym od siebie i swoich zmysłów, że nawet nie zauważyć, że się je liże. Duża strata, prawda? 

Jak już zaangażujesz na co dzień wszystkie zmysły, otoczysz się ferią zapachów, barw, dźwięków, smaków to dla podbicia efektu niezbędne jest zaangażowanie. Bez niego dla mnie osobiście świat mógłby nie istnieć. To jest dla mnie niewyobrażalna moc wznosząca zadowolenie z życia na wyższy poziom. Jeżeli do każdej czynności dodasz szczyptę uważności i zaangażowania możesz liczyć na cuda. To się sprawdza nawet przy czynnościach, których nie lubisz. 

less than perfect
less than perfect

Sprawdź.

Nie ufaj mi, że tak jest – tylko wybierz czynność, której nie lubisz. Porządki, księgowość, – jestem pewna, że coś wymyślisz, a ja nie muszę Ci tu nic podpowiadać. 

Zresztą będzie to pewnie czynność długo przez Ciebie odkładana. I jeżeli kiedykolwiek chciałaś wrzucić to w wymogi powolnego wykonania to zapomnij. Spróbuj wykonać teraz tą czynność angażując jak najwięcej zmysłów – jeżeli sprzątasz – zamknij oczy, odtwórz wygląd pokoju, przejdź się po nim wąchając go, dotykaj ścian, sprawdź jaką mają fakturę, pobaw się. A potem włóż w sprzątanie tyle miłości, ile potrafisz. Tyle serca i zaangażowania, ile chciałabyś ofiarować komuś kogo z pewnością mocno kochasz – czyli sobie. Rób to w swoim tempie. W Twoim naturalnym tempie. Zauważ jakie ono jest. Im więcej zauważysz – tym więcej przyjmuj. Nie oceniaj. Czuj. Baw się. Zapamiętuj. Kolory. Smaki. Zapachy. Aż upijesz się szczęściem. Do nieprzytomności, od której nie ma odwrotu. Już nigdy potem nie wracasz do zrobienia czegokolwiek byle jak.

Bo w takim życiu nie sposób się nie zakochać. Niech Ci się wiedzie to życie w rytmie SLOW.



Zapraszam cię też na życie w rytmie slow według Asi.