Huncwot na Gigancie

Huncwot na Gigancie, czyli Ala, Piotrek i Mauro.

To trójka pozytywnie zakręconych podróżników. Z każdego zdania tego wywiadu bije niesamowita energia, miłość i radość ze wspólnie spędzonego czasu. Absolutnie zarażają dobrym humorem i chcemisiem.

Co za szczęście, że udało im się odnaleźć siebie!

Koniecznie też zajrzyj na ich blog oraz Fanpage!

Kim jest Mauro, jak do Was trafił i jak długo jest już z Wami?

Mauro to nasz najlepszy przyjaciel! Zawsze uśmiechnięty czarny kundelek, którego największą pasją jest gra w piłeczkę. Jest z nami od przeszło 4 lat. Adoptowaliśmy go z Krakowskiego Schroniska dla Bezdomnych Zwierząt w październiku 2015 roku.

Pamiętam jak dziś ten dzień, bo on wywrócił do góry nogami moje myślenie na temat planowania czegokolwiek w życiu. Pojechaliśmy po suczkę, młodą, niewielkich rozmiarów i koniecznie krótkowłosą (cóż, żadne z nas nie przyjaźni się z odkurzaczem). Schronisko opuściliśmy z psem, w dodatku dorosłym i długowłosym!

Siedział w boksie z innymi suczkami, bo w towarzystwie samców nie dałby sobie rady. Był przerażony, smutny i bardzo wycofany. Przylgnął do mnie tak, jak tylko potrafił przez kraty i nie chciał puścić. A ja czułam wzbierającą pod powiekami falę… To był mój pies. Niezależnie od wszystkiego musiałam go stamtąd wyciągnąć. Piotrek też chyba od razu zrozumiał, że decyzja właśnie zapadła. Po niecałej godzinie wsiedliśmy we trójkę do auta. 

Huncwot na Gigancie

Dlaczego zdecydowaliście się na podróżowanie z psem?

Na początku myśleliśmy, że będziemy zabierać Mauro na wypady w góry. Nie myśleliśmy o dalekich podróżach. W temacie road tripów byliśmy w tamtym czasie zieloni, mieliśmy za sobą raptem jeden wyjazd na Węgry. I to też nauczyło mnie, że nie ma co planować na sucho, że pies zostanie z rodzicami albo w hotelu. Łatwo powiedzieć, kiedy nie patrzą na nas z miłością wielkie, migdałowe oczka. Bardzo szybko związaliśmy się z Mauro, a on z nami. Już po kilku dniach nie wyobrażaliśmy sobie rozstania na więcej niż kilka godzin. Na bank nie miałabym nic z urlopu, gdybym nie zabrała go ze sobą. A że z podróży też nie chcieliśmy rezygnować, to pozostało tylko jakoś to wszystko zorganizować. I udało się!

Czy pamiętasz Waszą pierwszą wspólną wyprawę? Jak zachowywał się Mauro w nowym miejscu?

Pewnie, pamiętam wszystko, jakby to było wczoraj. Wyjątkowo dobrze wspominam ten wyjazd. Zaraz na początku stycznia 2016, czyli niespełna 3 miesiące po adopcji, zabraliśmy Mauro nad morze, dokładnie do Helu. Zaraz po wejściu do naszego „apartamentu” Mauro zwiedził kanapę i łóżko. Potem upewnił się, że wzięliśmy wszystkie jego ulubione pluszaki.

Najlepszy był jednak pierwszy spacer po plaży. To był szał! Miękki piasek pod łapkami to coś, co uwielbiają chyba wszystkie psy. Mauro oszalał i przez dobre 15 minut latał dookoła nas z prędkością światła. Dopiero po tej eksplozji radości mogliśmy ruszać dalej.

Od tamtej pory co roku jesteśmy zimą nad morzem. Tyle, że zmieniliśmy termin i spędzamy tam Sylwestra, unikając tym samym potwornego huku, jaki panuje wtedy w Krakowie. 

Co jest dla Ciebie największą zaletą w podróżowaniu z psem?

Wszystko! Serio! Ale przede wszystkim to, że jesteśmy razem. Obydwoje z Piotrkiem pracujemy na pełny etat, więc ilość czasu jaką mamy w tygodniu dla siebie i dla Mauro jest ograniczona. Na wakacjach jesteśmy cały czas razem. A poza tym, to genialne uczucie patrzeć, jak Mauro ze wszystkiego się cieszy. Jak lata po plaży z prędkością światła, albo podchodzi ostrożnie do przepaści i zastyga w bezruchu patrząc w dół. Jak mruży oczy i z błogim wyrazem na pycholu wystawia się do wiatru. Ostatnio nawet z radością wskakuje do wody! Pies rozumie świat dużo bardziej niż nam się wydaje i to najfajniejsza rzecz na świecie, móc to obserwować. Na ile szczegółów my zaczynamy wtedy zwracać uwagę!

A czym się różni podróżowanie z psem od podróżowania bez psa?

Dla nas poza kilkoma szczegółami na etapie planowania właściwie różni się niewiele. Nie jeździmy na wakacje z biurem podróży, bo to zupełnie nie dla nas. Byliśmy dwa razy – pierwszy i ostatni. Lubimy niezależność, więc i tak nie ruszamy się nigdzie bez auta. Nigdy nie lubiliśmy miast, nie kręciły nas zabytki ani wycieczki z przewodnikiem. Dlatego też nie dotyczą nas wygibasy typu zwiedzanie na zmianę, czy zostawianie psa w hotelu. Zawsze wybieraliśmy naturę, więc przed wyjazdem sprawdzamy tylko czy w planowanym miejscu jest obszar chroniony i jeśli tak, to czy można tam wprowadzać psa. Poza tym szukamy mieszkań, które akceptują zwierzęta. 

Wiadomo, że dochodzi parę obowiązków, trzeba wyprowadzić psa na spacer, zorganizować mu jedzenie (Mauro nie jada suchej karmy), zadbać o jego dobre samopoczucie i bezpieczeństwo. To znacznie różni się od wczasów all inclusive, gdzie wszystko mamy podane na tacy. Jednak dla nas nie stanowi to problemu, może dlatego, że bardziej od komfortu, cenimy sobie niezależność. Wszystko robimy we własnym rytmie, ale jesteśmy zgrani, więc wychodzi to naturalnie. Już tak wsiąkłam w podróżowanie z psem, że nawet nie pamiętam, jak było podróżować bez niego. 

Przychodzi Ci na myśl miejsce, do którego na pewno byś go nie zabrała?

Przede wszystkim zacznijmy o tego, że jakbym nie mogła zabrać Mauro, to sama bym nie pojechała! Oczywiste jest dla mnie, że nie skazałabym psa na lot samolotem. Nie wyobrażam sobie, żeby siedział sam w luku bagażowym. Ja też bym tego nie przeżyła. Wakacje mają być beztroskie dla wszystkich członków ekipy, więc odpadają miejsca, gdzie Mauro czułby się niekomfortowo, na przykład ze względu na zbyt wysoką temperaturę. U nas wszystkie podróże mają wspólny mianownik, przeważnie góry, jeziora i morza, a to akurat Mauro lubi. Wiadomo, że w górach nie mamy pełnej swobody w wyborze szlaków, odpadają na przykład via ferraty, ale i bez tego mamy milion możliwości. Nie możemy jechać w Tatry (zakaz wstępu), ale za to są Alpy. Także na tę chwilę, nie ma takiego miejsca, gdzie chciałabym pojechać, a nie byłoby to dobre miejsce dla Mauro. 

Huncwot na Gigancie
Huncwot na Gigancie

Co kiedykolwiek sprawiło Wam najwięcej kłopotu w podróży? Błąd, którego nauczona doświadczeniem, już teraz na pewno byś nie popełniła? I możesz przed nim ostrzec innych psich podróżników?

Jest jedna rzecz, na którą będziemy zwracać szczególną uwagę. Morze i plaża kojarzą nam się nie tylko z zabawą i dzikimi harcami, ale również, niestety z ostrymi objawami żołądkowymi. W tym roku Mauro odmówił zjedzenia miski przed pierwszym spacerem na plażę. Później cały dzień aportował piłkę, więc pewnie najadł się przy tym sporo piachu. No i skończyło się źle, Mauro był bardzo biedny, nawet w jego postawie widać było, jak bardzo go boli. Podaliśmy mu olej parafinowy, który zawsze mamy ze sobą nam morzem. Pomogło. Piasek przeszedł szybciej przez przewód pokarmowy i rano Mauro był jak nowy. Później pilnowaliśmy go, żeby jadł miskę przed wyjściem. Dodatkowo podawaliśmy mu olej parafinowy rano i wieczorem. Graliśmy też bardziej ostrożnie, a po każdym rzucie wycieraliśmy piłkę. Do końca wyjazdu nie mieliśmy już problemów. Także jeśli mogę coś komuś radzić – to tylko kupno oleju parafinowego przed wyjazdem w miejsca, gdzie jest piasek. Generalnie dobrze wyposażona psia apteczka nie raz ratowała nam tyłek. 

Nasze top 3 na psiolubnej mapie Polski to…

Tylko 3???? O matko, trudny wybór…  

Na pewno Suwalski Park Krajobrazowy, oaza spokoju i sielskości. Generalnie podoba nam się na Podlasiu, ale Chańcza i okolice jakoś wyjątkowo zapadły nam w pamięć. 

Poza tym Beskid Wyspowy. Wciąż zaciszny i spokojny, z pięknymi widokami. Kto nas zna ten wie, że szczyt Ćwilina to moje ukochane miejsce na świecie. 

No i Bałtyk, ale tylko poza sezonem. Nie wiedziałam, że mamy takie piękne plaże, dopóki nie zobaczyłam ich bez rzędów parawanów. Lubię zwłaszcza Hel i okolice, tam gdzie na plażę idzie się przez piękne iglaste lasy. 

A które miejsca zaliczyłabyś do najtrudniejszych dla psich podróżników?

Na pewno skaliste góry. Trzeba uważać na psie łapki. W zeszłym roku odwiedziliśmy Dolomity. I choć w Alpach bywaliśmy już nie raz, to jednak Dolomity to zupełnie inna bajka. Właściwie wszystkie szlaki prowadziły po skałach, albo co gorsza, po ścieżkach usianych małymi kamyczkami. Widzieliśmy, że Mauro nie lubi takiego podłoża, więc robiliśmy częste odpoczynki i dobieraliśmy trasy tak, żeby chociaż część wycieczek iść przez łąki. Udało się uniknąć kontuzji, więc chyba dobrze się spisaliśmy.

Czy myślisz, że Mauro lubi podróżować?

Pewnie! Choć nieraz słyszę, nawet od bliskich nam osób, że torturujemy psa. „Biedny Mauro, taki zmęczony musi łazić po górach”. A ja pamiętam każdą chwilę, kiedy tarzał się w trawie, albo dostawał „odpał” i latał jak błyskawica dookoła nas, bo w jakimś miejscu bardzo mu się spodobało. Zresztą na zdjęciach nie da się nie zauważyć tego wyrazu szczęścia na pyszczku. Bo pies męczy się nie w podróży w towarzystwie swojej rodziny. Pies męczy się, jak się nudzi, jak nie ma okazji do węszenia, biegania i po prostu bycia psem. Spanie 20 godzin na dobę i 2 spacery dookoła bloku dziennie to nie jest życie. I myślę, że Mauro podpisałby się pod tym wszystkimi łapami.

Jak znosi jazdę autem?

Tym pytaniem trafiłaś w sedno! AUTOOOOOO. Mauro kocha nasze auto. Mimo, że parkujemy w różnych miejscach, na każdym spacerze trzeba wywęszyć ukochany samochód i radośnie pobiec się z nim przywitać. Nawet jeśli nigdzie nie jedziemy. 

Długa podróż nie jest problemem. Składamy tylnie siedzenia, kładziemy leżankę i Mauro jedzie jak król. Przeważnie wyjeżdżamy na noc, więc Mauro przesypia podróż. Co 2-3 godziny robimy przerwy na rozprostowanie kości .

Mauro nam nie powie, ale jak myślisz, gdzie według Ciebie czuł się najlepiej?

Na pewno nad morzem. Plaża to zdecydowanie jego miejsce. A poza tym nad Chańczą, bo nie było zbyt dużo ludzi, a można było się kąpać i biegać. W zeszłym roku w Pluszkiejmach nad jeziorem Czarnym też  fajnie się bawił. No i Wielka Fatra, piękne pasmo górskie na Słowacji. Trawiaste podłoże było łaskawe dla łapek i stworzone do biegania. A poza tym wszędzie tam, gdzie był śnieg. Zresztą mam wrażenie, że on czuje się najlepiej jak jest z nami, a reszta to tylko dodatki. I to jest super!

Tegoroczne wspólne podróżnicze plany…

To wielka zagadka. Po 8 wspólnych latach i w sumie 17 na Europejskich drogach nasz ukochany Ford Focus powoli szykuje się na emeryturę. Już od trzech lat mieliśmy sygnały, że w silniku źle się dzieje. Przebieg zresztą nie pozostawia złudzeń, że czas się rozstać. Jeżeli zorganizujemy samochód, to chcemy wrócić w Dolomity, tyle że w inny region niż w zeszłym roku. No i koniecznie Balaton po raz trzeci! Tam najlepiej odpoczywamy. Chciałabym też wybrać się znów na Słowację i dokończyć Wielką Fatrę. A poza tym oczywiście jednodniowe wypady w góry, jako odskocznia od życia w dużym mieście. 



A czy znasz już podróżnicze historie Pufy i Bu?