Uwielbiam mieć w domu gości.

Kocham dla nich gotować, przygotowywać imprezy i organizować moim gościom czas. Cieszę się, gdy przychodzą do mnie na mecz czy spontanicznie wpadają na piwko i zostają na kolację. Lubię, gdy mój mąż zaprasza kumpli z pracy, którzy są akurat w mieście i razem spędzamy wieczory. Zgarniam koleżanki z miasta na moją wieś i na szybko szykuję grilla. Kiedy jeszcze byliśmy w Chinach to zawsze u nas organizowane były święta czy Chiński Nowy Rok, zbierałam wtedy całą ferajnę znajomych i razem świętowaliśmy.

Od zawsze to lubiłam. Nawet przez jakiś czas oferowaliśmy w internecie naszą kanapę. Sami nie korzystaliśmy, ale wyjątkowym doświadczeniem było goszczenie u nas ludzi ze świata. Do dziś wspominam niejedną z tych historii i podróżników, których wtedy udało mi się poznać.

Najfajniej jest jednak wrzucać do jednego wora znajomych z różnych przestrzeni mojego życia i patrzeć, jak dogadują się ze sobą. Wychodzę z założenia, że skoro lubię się z kimś, to ten ktoś na pewno ma jakąś wspólną płaszczyznę z innym moim znajomym. Najczęściej właśnie tak się dzieje i uwielbiam przyglądać się temu budowaniu nowych relacji.

Goście u weganina.

Jak to jest kiedy nieweganin wpada na kolację do weganina?

Jak to jest, kiedy mięsożercy spędzają tydzień w naszym domu?

Co stoi na stole?

Czy kupujemy specjalne produkty dla gości?

To zależy.

Nie mam wśród znajomych żadnych wegan, nie mam też w swoim otoczeniu żadnych wegetarian. Każdy jednak zna moja dietę i najczęściej karmię gości tym, co jem sama. Kiedy ktoś wpada na kolację, przygotowuję jakieś danie popisowe (tym aktualnie, od dłuższego już czasu jest dahl). Mam takie fazy – kiedyś było to wegańskie bolognese, w innym czasie zupa z tofu. Do kawy zawsze podaję mleko roślinne i jeszcze ani razu nie słyszałam, żeby ktoś narzekał. Kupiłam do lodówki śmietankę, żeby mieć w razie czego i zawsze proponowałam obie opcje, ale śmietanki się w końcu przeterminowały… Kiedy ktoś jest u mnie na śniadaniu, serwuję najczęściej zwyczajną salsę i którąś z moich ulubionych past, np. tę z Jadłonomii. Ze świeżym pieczywem z piekarni na rogu, każdy wpadłby w zachwyt.

goście u weganina

Ludzie pragną nowości.

Zakładając, że są otwarci na świat. Na szczęście trafiamy póki co jedynie na takich, tzn. pewnie gdyby nie byli otwarci, nie nadawalibyśmy na tych samych falach i nigdy nie zawitaliby do nas na kolację…

Zaprosiliśmy kiedyś przyjaciół na wieczór przy winie i jako dip do nachos postawiłam wegański ser z ziemniaków i marchewki. Po pierwsze nie mogli uwieżyć, że to same warzywa, a po drugie wylizali miskę na błysk, zresztą akurat w ich przypadku to samo stało się z wegańskim gulaszem. Wiem, że ludzie z grzeczności mogą też udawać, że coś im smakuje, jednak przecież to widać, te reakcje, te dokładki…
Czy to nie jest największy komplement?

Jeśli natomiast jest u nas ktoś na dłużej, czasem zdarza mi się zakupić paczkę wędliny czy sera do kanapki i świeże masło, jednak wiele razy zdarzyło się już tak, że wędliny przez czas pobytu nikt nawet nie tknął. Goście u weganina nie mają źle. Bo przecież nikt nigdy nie ma w planach ich zagłodzić. Wręcz przeciwnie! Chcemy, żeby było idealnie!

Nieweganin może zawsze dostosować się do weganina, w drugą stronę niestety taka zamiana nie działa. Nie zdarzyło nam się jeszcze, żeby ktoś narzekał, płakał, że więcej nie przyjdzie i w ogóle, co my sobie myślimy taką zieleniną karmić ludzi. Byli u nas myśliwi (tak, weganin może zaprzyjaźnić się z myśliwym), którzy byli zachwyceni tym, co znaleźli w swoim talerzu. Wiele osób jest zaskoczonych, że dane ciasto nie zawiera w sobie nabiału, że da się upiec wegańskie ciasteczka, czy zjeść wegańskie lody. Ba! Nawet można przygotować w pełni wegańskiego grilla.

Uwielbiam to uczucie, kiedy wpada do mnie mięsożerca i zachwyca się wegańską kuchnią.

Cieszę się, kiedy mogę ludziom pokazać, że się da, że weganin nie je jedynie sałaty z pomidorem, a jada pysznie, różnorodnie i że można się tym najeść nawet jeśli się jest 2-metrowym chłopem.

Nie chodzi mi nigdy o przerobienie mięsożercy na weganina, ale o pokazanie, że my, weganie, też jemy smacznie. W związku z tym, że jednak dla większości jest to dieta nietypowa, przy posiłku towarzyszą najczęściej niekończące się dyskusje o jedzeniu, o jego produkcji, o plusach i minusach różnych diet, o smakach i najróżniejszych kulturach jedzenia. Często słyszę też komentarze, że może sami zaczną jeść więcej takich wegańskich dań u siebie w domu. Uśmiecham się pod nosem, kiedy goście zaczynają zdawać sobie sprawę, że może jednak mięso codziennie nie jest takie zdrowe i potrzebne do szczęścia.

goście u weganina

Problemy?

Problemem są dzieci. Z tymi bywa niestety ciężko. Oczywiście, zależy na jakiej diecie są w domu i do czego są przyzwyczajone. Niektórych nie zaspokaja nawet kanapka z domowej roboty dżemikiem, ale wtedy zawsze da się coś na poczekaniu wymyślić, np. awaryjną wyprawę do sklepu po precla z masłem.

A ty? Masz jakieś doświadczenia z wizyt mięsożerców w twoim domu? A może to ty chodzisz w gości do weganina i martwisz się, że nic nie zjesz? Jestem ciekawa twoich doświadczeń.